Zapraszam Cię na wywiad z malarką Różą Puzynowską. Jej prace z pewnością dodadzą charakteru każdemu wnętrzu … ale nie o dekoracyjność w nich chodzi a o przekaz. To sztuka zaangażowana społecznie.
Z moją gościni, rozmawiam m.in. o jej malarskim cyklu „Paintress Collection” czyli Wizualnej Encyklopedii Malarstwa Kobiet.
Swoje obrazy tworzy na specjalnie przygotowanych podobraziach, mających formę pudełka. Ja odbieram je jako malarstwo wolno – stojące, które w przestrzeni może funkcjonować także jako interesujący obiekt, rzeźba.
Róża, stworzyłaś cykl obrazów w formie pudełek „PAINTRESS COLLECTION”. Mocna forma i mocna nazwa dla mocnego malarstwa. Słowo „malarka”, nawet dziś nie jest popularne wśród artystek bo ma w sobie coś ironizującego, coś niepoważnego. Twórczynie wolą się nazywać ARTYSTKAMI. Dlaczego zdecydowałaś się na taką nazwę cyklu?
Do niedawna miałam problem, gdy ktoś nakleił mi etykietkę mówiącą, że „jestem malarką” – kobietą, która maluje, gdyż szufladkuje tym moją sztukę jako „sztukę kobiecą” czy feministyczną. Nie daj Boże, jeśli dodatkowo maluję kwiaty lub cokolwiek innego uważanego za „dziewczęce” i w „kobiecej palecie”! Rzeczywiście skutkowało to brakiem poważnego podejścia rozmówcy i w rezultacie częstym kwestionowaniem wartości własnej sztuki.
Słowo MALARKA niesie w sobie jakiś pejoratywny wydźwięk pielęgnowany przez stulecia i w moim odczuciu umniejsza, i jak powiedziałaś IRONIZUJE.
Przedstawiając się, zawsze mówiłam, że „maluję”, a nie – „jestem artystką czy malarką” czy nawet „malarzem”. Starałam się umiejętnie uniknąć rozróżnienia płciowego. W przeciwnym razie czułam się jak przedmiot. Produkt edukacji, społeczeństwa i szeroko rozumianych oczekiwań. Czułam się ograniczona i skrępowana. I, jak wszyscy, nie lubię tkwić w pułapce.
Tym samym, ja sama na licach obrazów, o których dziś rozmawiamy maluję logo ROZA “Paintress Collection” – czyli przedstawiam nowy towar: RÓŻA “Kolekcja Malarek”.
Z premedytacją użyłam tu nie polskiego, a angielskiego słowa “PAINTRESS”. Angielski rzeczownik „malarka”, wywodzący się z francuskiego słowa „peintresse”, jest opisywany w słownikach jako archaiczny opis kobiety parającej się zawodem malarza, a jego ostatnie użycie odnotowano w pierwszej połowie XIX wieku.
W języku angielskim w odróżnieniu od na przykład “actress” (aktorka), ”waitress”(kelnerka) czy “mistress” (kochanka) jest już słowem niemal zapomniamym, które wypadło z powszechnego obiegu. Ja moim “Paintress Collection” delikatnie rozdrażniam nim odbiorcę. Rogrzewam przed dalszą analizą i głębszym dialogiem.
* “paintress” (liczba mnoga “paintresses”) jest archaicznym określeniem na kobietę parającą się zawodem malarza, słowo popularne od połowy XVIII wieku do połowy wieku XIX. z francuskiego peintresse, pochodzące od peintre “malarz” + -esse -ess
Obrazy z cyklu „PAINTRESS COLLECTION” mają charakterystyczny kształt, który zaprojektowałaś świadomie. Jest to forma pudełka. Czym dla ciebie jest symbol PUDEŁKA?
Pierwszą cechą tego cyklu malarskiego jest niecodzienne podobrazie. Zdecydowałam, że tu standardowy blejtram z szerokością boku średnio 2,5 cm nie zda egzaminu. Wydźwięk tej serii wymagał drastycznych kroków. I tak wpadłam na pomysł zaprojektowania podobrazia na zasadzie niemal skrzynki, pudełka w którym brakuje tyłu. Bo pamiętajmy, że to nadal jest tradycyjny blejtram ale w nazwijmy to w “awangardowych” proporcjach.
Mamy płótno lniane, na drewnie. Ale boki są szerokie i gruntowane a potem malowane tak samo jak lico. Mamy zatem w efekcie 5 obrazów, a nie jeden, składających się na jedną CAŁOŚCIOWĄ kompozycję. Jak siatka sześcianu.
Zaprojektowałam ten blejtram z fantastyczną firmą z Puław. Od Pana Kowalika /Kowalik Art/ kupuję podobrazia niezmiennie, już od niemal 16 lat. Są doskonałej jakości. Ręcznie wykonane. Wszystko naturalne. Fantastycznie znoszą zmiany pogodowe i wilgotność powietrza. Razem staraliśmy się znaleźć sposób na spełnienie moich oczekiwań.
Kowalik Art zrobił kilka wersji. Zdecydowałam się na wymiary porównywalne do pudełka na buty i wyszło nam około 14x37x8cm. Początkowo jednak było zbyt dużo drewna – jeden obraz ważył około 1,5kg. Teraz są mistrzami i pojedyńcza sztuka sprowadza się do niecałego 1 kg żywej wagi!
Ale pytałaś o symbolikę „pudełka”. Dla mnie „pudełko” jest prawie zawsze symbolem więzienia i zawężenia wszechświata.
W przypadku „Paintress Collection” moje malowane pudełko metaforycznie więzi człowieka, zmuszając go do podporządkowania. Forma sześcianu upraszcza uprzedmiotowienie i podkreśla ten konkretny aspekt poprzez rozmiar, skalę
i mnożenie, więc natrafiamy na szablon.
A w tym pudełku jest to, co Ty się zdecydujesz z niego wyjąć. Czy będą to koszmary i potwory niczym z puszki pandory, czy metaforyczne drzwi do innego wymiaru jak w Opowieściach z Narnii czy Alicji W Krainie Czarów.
Forma pudełka, w którą wkładasz znane tobie kobiety malarki oraz te znane na cały świat artystki, sprowadza je i to co stworzyły, to co dają ogólno – światowej kulturze do roli przedmiotu, produktu. Dlaczego?
Tak, trochę w mojej „Paintress Collection” pokazuję Malarkę jako towar, a nie jedynie obraz, który sama stworzyła. Żyjemy w czasach, w których można sprzedać naprawdę wszystko. Ale sztukę opisywano zawsze jako zjawisko zawierające element „boskości”, magii czy metafizyczności. Dzieło sztuki jest nadal postrzegane jako metaforyczna sekcja zwłok czyjejś głowy i duszy. Nie sądzisz? Uważam, że właśnie ten aspekt przyciąga publiczność. Okazja do zajrzenia do czyjegoś wnętrza. POSPOLITA Ciekawskość! Skok do innego świata. Chęć dzielenia się pasją. Potrzeba zrozumienia i postrzegania Piękna. I wreszcie, być może szansa odnalezienie siebie poprzez to medium. Bez słów. Bez oceniania.
Podobnie jak w moim życiu osobistym, projekt ten nie ocenia przedstawianych malarek ani odbiorców malarstwa. Uprzedmiatawia, na potrzeby przekazu – tak.
Uprzedmiotowienie – to dobry opis projektu „Paintress Collection”, w którym istotą i punktem wyjścia jest „masa”. To także swego rodzaju zniewolenie. W Malarstwie oddaję całą siebie. Wszystkie lęki i pasje kryję w warstwach farby. W obrazie mogę wszystko, gorzej, jak mam o tym opowiedzieć, zareklamować potencjalny „towar” i w tym siebie (nagle też „towar”).
Podświadomie czuję, że to jakby nie przystoi. Tłumacząc własne Malarstwo czuję się bardziej obnażona niż na obrazie, bo wydaje mi się, że już tak wiele powiedziałam samym płótnem, że słowa są zbędne. Malarstwo to przecież dialog formą wizualną. W Malarstwie zatem sprzedaję siebie, swój świat i sposób jego postrzegania. Wszystko to, czyni mnie, i w moich oczach także inne twórczynie, towarem – w dużej przenośni rzecz jasna.
W malowanych pudełkach nie sprzedaję ciała, ale coś znacznie cenniejszego. Duszę. Pasję. Miłość. Światopogląd. Cenne aspekty bycia człowiekiem i twórcą.
Sztuka powinna uwznioślać, zastanówmy się więc czy kupując dzieło sztuki duchowość artysty przechodzi na odbiorcę dzieła…? Czy to jest jak z aplikacją i update systemu operacyjnego? Kupujemy lepsze wersje siebie? *
Tylko, czy Sztuka jest lub powinna być towarem… A sam człowiek? Zdaję sobie jednak sprawę, że w moich “PAINTRESSES” wyraźny jest pierwaistek erotyczny. Stosuję ten zabieg jedynie jako tło i nie jest to moje główne przesłanie.
Czy Twoja sztuka jest Sztuką Zaangażowaną?
Nigdy się tak nie zastanawiałam na zasadzie czarne-białe, czy tak-nie. Ale jakby tak stanąć z boku to zdecydowanie na taką wygląda, prawda? Może nie wszystkie cykle malarskie, bo czasem i ja czuję, że muszę odetchnąć i dać odpocząć głowie. Czasem i ja mam ochotę namalować kwiatek bez podtekstów i zwyczajnie podziwiać jego piękno.
Zawsze uważałam, że malarstwo nie powinno być tylko sztuką dekoracyjną. Czyli obrazem pasującym do kanapy i poduszek, choć i w takim podejściu nie ma nic złego. Ale mi osobiście to po prostu nie wystarcza. Czuję podskórnie, zawsze czułam, że malarstwo to moje narzędzie walki. Komentarz do otaczającej mnie rzeczywistości.
Nie lubię za bardzo sztuki o niczym ani z drugiej strony bezmyślnego odzierania ludzi z ubrań, po to tylko, by zabłysnąć nagością i szokować. Jest to jeden z najbanalniejszych chwytów. Niekoniecznie trzeba swój cel osiągać w sposób drastyczny.
Sztuka zaangażowana nie musi być szara i wizualnie przygnebiająca, czy ohydna. Popatrz choćby na malarstwo Justyny Kisielewicz czy Julki Curyło. Komentują codzienność, są zaangażowane, ale jakże kolorowe I radosne!
Ile prac powstało w ramach cyklu „PAINTRESS COLLECTION”?
Na razie powstało 60 portretów. Jestem w trakcie malowania dwóch kolejnych (jest to niedawno zmarła Emma Amos, która reprezentuję sztukę zaangażowaną w problemy kobiet i to w problemy kobiet afro-amerykańskich. Tak, teraz gorący Black Lives Matter movement, prawda? Choć jej najbardziej aktywne lata przypadają na lata 80.te (GRUPA HERESIES) oraz kontrastowo Barbara Longhi – malarka włoska z przełomu XVI i XVII wieku znana z przepięknych, karnalnych i takich wręcz ludzkich portretów Madonn z Dzieciątkiem Jezus.
Docelowo chcę zamknąć cykl “PAINTRESS COLLECTION” w setce. Ale kto wie, może przy setnym obrazie dojdę do wzniosku, że to nie wystarczające i znow zakopię się w pracy? Mam wśród nazwisk wielkie, legendy światowego malarstwa: min. Artemisia Gentileschi, Louise Bourgeois, Olga Boznańska, Tamara Łempicka, Geogia o’Keeffee, Niki de Saint Phalle, dwie malarki aborygenskie – np Kathleen Petyarre, Margaret Keane znaną z filmu Big Eyes, Hilma af Klint, Suzanne Valadon, Tove Jansson, czy Yayoi Kusamę, która przyjechała tu ze mną, wraz z Fridą, której rzecz jasna nikomu nie trzeba przedstawiać czy przypominać.
Z młodego pokolenia jest m.in. Aya Ogasawara, Pola Dwurnik, Malwina de Brade, Agata Kleczkowska, Anne Plaisance i wiele, wiele innych.
Edward Dwurnik w wywiadzie dla Magazynu Gala, w wywiadzie z 16.01.2009 /autor: GALA 4/2009/, na pytanie: Czym różnią się faceci malarze od malarek? Jaka powinna być malarka? Odpowiedział: „Najlepiej jak ma zrośnięte brwi i lekki wąsik. Zaborcza i odważna kobieta jest dobrą malarką. Najlepiej, żeby była z karabinem i fiutem”. Co ty na to?
Nawiązując do tytułu mojej pracy dyplomowej – Uwielbiam ten cytat i często tak siebie widzę, mimo iż lubię być kobieca i ogólnie jestem wrażliwa i emocjonalna. Ba, przecież mam mega dziewczęce imię i wręcz dziecięcy głos (to też piętnuje). Ale, jak to mawiała moja Babcia i nieprzerwanie powtarza mi Mama, jak się ma miękkie serce to coś innego trzeba mieć twarde! Czasem trzeba pokazać jaja, potraktować karabinem i splunąć w obronie własnych niezbywalnych praw, bo inaczej świat wsiądzie Ci na głowę.
Jako męską wojowniczkę namalowała mnie koleżanka po fachu – Pola Dwurnik, córka legendy malarstwa, autora tego cytatu. Mam tą “głowkę Róży Puzynowskiej” w swojej kolekcji. Pola dała mi tam wąsy. Wyglądam jak Salvador Dali. No Boskie!
A drugim wizerunkiem wojowniczej Róży jest realistyczny dyplomowy autoportret, na którym obdarowałam się męskim przyrodzeniem I znudzoną miną. Niestety, mam wrażenie, że kobiety są skazane na częstszą walkę niż mężczyżni. Jest to walka bardziej zacięta. Zatem Walczę i nie daję sobie dmuchać w kaszę!
Walczyłam też moim dyplomem. Dużo rzeczy się działo i cenzura i niemiłe komentarze, obelgi, karteczki „pań lekkich obyczajów” za tabliczkami moich obrazów, ale też oczywiście był i pozytywny odbior. Dyplom był jednym z 3 wyróżnień. Był odważny, ale czasem, gdy mówisz o rzeczach ważnych nie obędzie się bez odrobiny wręcz skandalu.
Co nie znaczy wcale, że nie szanuję mężczyzn. Wręcz przeciwnie. Od samego początku, praktycznie od zawsze mam samych idoli malarstwa, nie idolki. Dziwne, prawda?
To tak samo jak z ilością studentek malarstwa w stosunku do aktywnych dziewczyn malarek po ASP, czy Pań Profesor na Artystycznej Uczelni Wyższej. Może już powoli się to zmienia, ale dalej jesteśmy znikomym procentem. Jest tyle fenomenalnych kobiet artystek. Dlaczego tak mało się o nich uczymy? Dlaczego większość nazwisk poznałam poza studiami, na swoją własną rękę? Bo chyba nie wynika to z mojej/naszej ignorancji?
Stąd też pomysł na aktualny cykl malarski. Tworzy się przez to subjektywna, wizualna encyklopedia malarstwa kobiet. I wydaje mi się, że dobrego malarstwa.
Nawiązując do tematu Twojej pracy dyplomowej: jaki jest dobry przepis na obraz?
Tak brzmiał tytuł mojej pracy pisemnej. Dość przewrotnie napisałam ją poetycko, nie naukowo i zatytułowałam właśne: “Książka Kucharska, czyli przepis na obraz”. Tym sposobem wraz z czytelnikiem aktywnie uczestniczyliśmy w odkrywaniu kolejnych warstw znaczeń konkretnych przedstwień. Cała moja praca dyplomowa była o “Stereotypach a Tożsamosci”, czyli czego od nas się oczekuje, co jest odgórnie narzucone, jak zmienia się odbior dzieła sztuki przefiltrowywany przez kultutę, nasze zaplecze socialne i intelektualne.
By zrozumieć dzieło sztuki nie trzeba mieć doktoratu. Czasem ten doktorat bardziej przeszkadza niż otwiera oczy. Pierwszy odbior jest bardzo ważny. Ten intuicyjny. Emocjonalny. Impuls. Potem możemy zgłebiać historię tematyki, historię artysty, itd.
Fajnie jest poznawać sztukę na różnych poziomach, nie bać się. Przecież nie można tylko kierować się rozumem, jak i z drugiej strony samo emocjonalne poznawanie arkanów świata jest niewystarczające. Trzeba się zakochać w sztuce i dać się jej porwać. Zarówno jako twórca, jak i odbiorca.
Gdzie można zobaczyć i kupić Twoje prace?
NAJŁATWIEJ I NAJSZYBCIEJ można je zobaczyć na facebookowym fan page @ROZAPUZYNOWSKAARTIST lub na instagramie @ROZAPUZYNOWSKA, gdzie regularnie wrzucam aktualności z pracowni i odrobinę życia prywatnego. Przecież atysta to też człowiek. .. także na stronie internetowej www.roza.cc, która niedługo zmieni się w rozapuzynowska.com oraz na Koniku Kreatywnym!
Prace można kupić bezpośrednio ode mnie. Kontaktując się przez wiadomosć prywatną, maila, facebooka czy instagram. Tam, w wyróżnionych relacjach sukcesywnie pojawiają się moje formaty, oryginalne prace olejne, ale i rysunki właśnie: UWAGA – NOWOŚĆ – printy.
Na razie są to artystyczne wydruki rysunków. Limitowane edycje po 50 sztuk, sygnowane, podrasowane ręcznie i z certyfikatem autentyczności, z którym wiąże się pewna mała przygoda.
Ostatnio skontaktował się ze mną pewien prywatny kolekcjoner z USA, taki lekko skołowany by dopytać czy praca wystawiona przez prywatnego sprzedawcę na facebook market jest rzeczywiście moja. Nie była. Co zabawniejsze – nawet nie była w mojej stylistyce, ale oznaczona z tyłu „moim” logo ROZA lecz bez nazwiska. I sprzedawca stwierdził, że jak ROZA to napewno by ROZA PUZYNOWSKA. Dobre, co?
Tworzysz na zamówienie? Co można u Ciebie zamówić i co chciałabyś żeby u ciebie zamawiano?
Tak, zdarza się, że tworzę na zamówienie, choć szczerze powiem, że nie wszystkie zamówienia przyjmuję. Jak w wypadku każdej innej pracy na zamówienie – zamawiający musi być świadomy estetyki i stylistyki, w której się poruszam. Zresztą już rozmawiałaś wielokrotnie na ten temat z poprzednimi twórcami, których gościłaś na Koniku Kreatywnym.
Nie kupisz u mnie akrylu czy tempery. Nie robię abstrakcji. Jest tyle cudownych abstrakcjonistów, a ja zwyczajnie nie czuję tego pod moimi palcami. Lubię oglądać, podziwiać czyjeś abstrakcje, ale sama nie odnajduję się w nich.
U mnie można zamówić olejne motywy roślinne, portret, akt. Z przyjemnością też wykonuję prace na papierze – rysunki kredkami, flamastrami i akwarelą przedstawiające martwą naturę.
Realizacja zamówienia zajmuje mi zawsze minimum miesiąc. Jeśli chodzi o malarstwo olejne, trzeba być cierpliwym. Zapraszam też do zakupu prac istniejących. Zawsze można napisać i dopytać czy dana praca jest dostępna. No i oczywiścei wysyłka WORLWIDE.
Zmieńmy nieco temat. Dużo podróżujesz. Ostatnio mieszkasz we Włoszech…
W naszej nieoficjalnej rozmowie powiedziałam Ci, że nie wiem w zasadzie gdzie mieszkam. Że raczej w samolocie, bo nigdzie nie jestem te przepisowe 6 miesięcy w roku. Życie na walizkach wcale nie jest takie piękne, filmowe i romantyczne. Zwłaszcza jak co 1,5 miesiąca zmieniasz lokalizację, mieszkanie, łóżko.
Przy podróżowaniu taki format jak mają moje “Paintress Collection” jest wręcz idealny, zwłaszcza gdy np. musisz zmieścić swoj warsztat malarski do walizki właśnie.
Od 2015 rzuciłam pracę w szkole, bo ja uczyłam podstaw rysunku, rysunku akademickiego i żurnalowego, a do tego asystowałam przy Kreacji Przestrzennej u boku Mariusza Przybylskiego w MSKPU.
Zrezygnowałam też z kontynuowania pracy w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, gdzie przez 3 lata byłam częścią wspaniałego zespołu dwóch Pań z Malarni Kostiumu i pomagałam w malowaniu wzorów na kostiumy sceniczne. Także od 2015 basta i mieszkam w samolocie, ponieważ jeżdżę wraz z mężem za jego pracą.
I tak jedna z moich walizek to zawsze mniej więcej 3-4kg podobrazi, 6-8kg tubek farb olejnych i 3kg pędzli plus ciuchy robocze. Wygląda jak niezły projekt, co? 🙂
Zawsze pierwszym naszym przystankiem w nowej lokalizacji jest namierzenie sklepu plastycznego i zakupienie terpentyny i oleju lnianego. Nie mogę terpentyny spakować na pokład samolotu.
To całkiem spore wyzwanie – zaplanować co zdąrzysz namalować w miesiąc. Ile musisz ze sobą spakować i kiedy przestać malować, by farby olejne zdążyły wyschnąć i praca mogłaby wrócić ze mną do bazy ;D Do tego mam też często jako mój bagaż podręczny, ten kabinowy – małą sztalugę plenerową. Taka co ma 3 teleskopowe nożki i skrzynkę na przybory. Noszę ją albo na ramieniu albo w ręku jak małą, drewnianą walizeczkę. Jest biała, ale w ciapki różnokolorowych farb. Zawsze wzbudza sensację zarówno wsród pasażerów jak i obsługi portów lotniczych. I któregoś razu na przesiadce w Dubaju ochroniarz przy security check i prześwietleniu pyta się na ucho koleżanki co to jest. Ona wzrusza ramionami i decydują się zapytać wreszcie mnie. “Przepraszam, ale co to jest? Czy to jest zabytkowy aparat fotograficzny”?
Na lotnisku w Sydney, jak wiemy nie można wwozić produktów pochodzenia organicznego, w tym nieobrobionego drewna. Trzeba zgłaszać wszystko. Więc tłumaczenie, rozkładanie sprzętu i pokazywanie kilku blejtramów w walizce jest po prostu bezcenne, naprawdę.
Różo, bardzo dziękuję za ten inspirujący wywiad a Was zapraszam na kolejny odcinek podcastu Konik Kreatywny.
*HERRADA Z LANDSBERGU to XII wieczna Alzacka zakonnica (teren Francji) I opatka Hohenburgskiego klasztoru. Jest pierwszą kobietą odpowiedzialną z imienia za stworzenie iluminowanej encyklopedii – to byl taki zbior/kompendium średniowiecznej wiedzy dla nowicjuszy klasztoru. Obejmował tematy teologiczne, filozoficzne i literackie, poezję, pieśni, muzykę i jej zapis nutowy oraz teksty pisarzy klasycznych i arabskich.
Był to jeden z najbardziej znanych rekopisow, który niestety nie zachował się do naszych czasów i znamy go jedynie ze skopiowanych fragmentów. Oryginal przepadł bowiem w pożarze w bombardowaniu Strasburga w XIX wieku. Miał okolo 650 stron i ponad 330 ilustracji z czego nasza Herrada była autorką dużego procentu tekstów i ilustracji.
Na górze widnieje ŁACIŃSKI napis: HORTUS DELICIARUM – czyli “ogród rozkoszy”, to tytuł właśnie tej pozycji. I tu UWAGA! Znamy też jej autoportret z innymi zakonnicami, który ja tu na potrzeby projektu “ubrałam” w bardziej cielesną i mniej uproszczoną pierwotną formę, choć opieram go na oryginalnej pozie. Jej wyobraźnia była wyjątkowa jak na jej wpółczesnych. Co trzyma? Cytat: ”Kwiaty mają dar zapachów. W teorii zawsze trzymaj równe strony. Ziemski pył i próbuj uruchomić niebo. … <sztuk?>” tłum. z łac.
Drogi czytelniku, już dziś zapraszam Cię na kolejną rozmowę. Zapisz się do newslettera /na dole strony/ i nie przegap kolejnych odcinków podcastu Konik Kreatywny.
W przestrzeni Konika Kreatywnego poznasz polskich artystów, projektantów i wizjonerów. Jeśli interesują Cię ciekawi ludzie, zaprojektowane produkty, niezwykłe miejsca i smaki to miejsce jest dla Ciebie.
Wywiad jest dostępny także w wersji podcast /do odsłuchania/.
Słuchaj na Spreaker Słuchaj na Spotify
Obrazy prezentowane w wywiadzie są dostępne do kupienia.
ETSY STORE: https://www.etsy.com/shop/