Notatka z rozmów o sztuce. Rozmowa z kolekcjonerem Andrzejem Kendą.

Początki kolekcjonowania sięgają starożytności, kiedy to przedmioty miały status religijnych lub magicznych narzędzi, obiektów kultu.

Kim są współcześni kolekcjonerzy?

Wśród znanych i publicznych nazwisk możemy wymienić Grażynę Kulczyk, rodzinę Staraków lub Wojciecha Fibaka. Ale nie każdy kolekcjoner chce prezentować swoje zbiory szerszej publiczności – zamiast tego woli w ciszy i bez rozgłosu cieszyć się swoimi nabytkami, studiować literaturę i odkrywać nowe nazwiska świata sztuki.

Zapraszam Cię na kolejny wywiad z cyklu „Notatka z rozmów o sztuce”. Tym razem Oksana Bagriy zaprosiła do rozmowy o Henryku Stażewskim kolekcjonera Andrzeja Kendę. 

„Wychowałem się w otoczeniu romantyków krakowskich, na sztuce Nowosielskiego i Kantora. Kochałem ich twórczość, lecz od zarania w mojej krwi płynęła miłość do abstrakcji. Nie wiem czy było wielu absolwentów ASP, którzy zapominali zajmować się „swoją” sztuką w imię sztuki innych. Nie swoją a sztukę innych wieszali na ścianach swojego domu… Winiarski, Gierowski, Berlewi i Stażewski to ci, których wieszałem.                                                                      

Może to wynik tego, że byłem przez wiele lat społecznikiem, najpierw Prezesem Klubu Związków i Stowarzyszeń Twórczych w Katowicach. Poza nocnym Klubem byłem odpowiedzialny również za Biuro, Salę Widowiskową i Galerię. Tak było przez dziesięć lat do 1981 roku, kiedy to władze zamknęły Klub i wyjechałem do USA.                                                                                                                           

W Nowym Yorku zostałem współzałożycielem i Prezesem Polish American Artist’s Society (PAAS) oraz Dyrektorem Artystycznym PAAS Gallery przy 19 IRving Pl. na Manhattanie. Minęło kolejnych dziesięć lat, w 1996 roku władze Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej zabrały nam pomieszczenie na galerie, zająłem się wówczas sobą, zostałem kolekcjonerem i dealerem. Zacząłem więcej czasu spędzać w domu, gdzie też miałem pomieszczenia na galerie”. Andrzej Kenda

Fot. Archiwum kolekcjonera Andrzeja Kendy. Zdjęcie udostępnione za jego zgoda.

Rok temu mieliśmy przyjemność rozmawiać o Fangorze. Wywiad wzbudził duże zainteresowanie.

Moje „poszukiwanie Fangora” było loterią, która mogła się skończyć różnie, nikt niczego nie gwarantował. Wierzyłem w niego, w jego twórczość, ale przez długi okres czasu nie było żadnej reakcji, aż się zaczęło i to wcale nie w Polsce. Najpierw był Bonham’s w Londynie…

Z Henrykiem Stażewskim historia była kompletnie inna, był uznanym wielkim abstrakcjonistą.

Sporej grupie odbiorców sztuka geometryczna sprawia w odbiorze duże kłopoty. Ale są tacy których ściany przepełnione są powtarzalnymi i rytmicznymi formami.

Henryk Stażewski to jeden z wielkich artystów naszych czasów. To prawda.

Żeby się nim zachwycać trzeba posiąść tajemnice abstrakcji i do tego jeszcze konstruktywizmu. Ale zdecydowanie warto! Efekt jest tak wspaniały, że nie tylko starzy wyjadacze uroku jego twórczości ale także ci, którzy odkryli go później tak samo biją brawo zawładnięci pięknem prostoty jego twórczości.

Między Fangorem i Stażewskim była ogromna różnica. Oboje pracowali wprawdzie w tym samym okresie ale abstrakcja u jednego opierała się o op-art, a u drugiego o konstruktywizm.

Obrazy Fangora były malowane olejami na płótnie, Stażewskiego dla odmiany, akrylami na płytach drewnianych. Kariera Fangora była zagadką, która powinna była, ale nie musiała, skończyć się na szczycie. Stażewski od swojej młodości był uznawany za przywódcę awangardy w Polsce.

Jego pracownia na 11 piętrze budynku przy Al. Solidarności (dawniej Świerczewskiego) była codziennie po południu miejscem spotkań ludzi związanych z kulturą, którym magia artysty była jak pokarm potrzebna do przeżycia w tych ciężkich czasów.

Wojciech Fangor i Henryk Stażewski, mistrzowie polskiej sztuki współczesnej, tworzyli w tym samym okresie, lecz sukces każdego przypadł na różne czasy.

Tworzyłem swoją kolekcję w czasach, w których za cenę obrazu Stażewskiego mogłem kupić cztery, piec obrazów Fangora. Tak było na początku XXI wieku, kiedy posiadałem 4 obrazy Fangora i niemal 20 prac Stażewskiego. Dzisiaj jest odwrotnie, za najdrożej sprzedany obraz tego pierwszego, możesz kupić cztery, pięć reliefów Pana Henryka.

Trudno było przewidzieć taką sytuację. Myślę, że trzeba było być w Ameryce, by wierzyć, że po wystawach w jednej z najlepszych galerii na Madison Avenue i w Solomon Guggenheim Museum na Park Ave w New York City, Wojciech Fangor będzie uznany za najwybitniejszego polskiego malarza naszych czasów. Ale wróćmy do Henryka Stażewskiego i jego miłośników, którzy bez względu na kraj zamieszkania będą zawsze mieli wbijane do głowy przez wszystkie media, że był pionierem polskiej awangardy w sztuce XX wieku.

Przyjaźnił się z Piet Mondrian, Michaelem Seuphor, Georgesem Vantongerloo, Hansem Arp, Danielem Buren, by wymienić tylko kilku europejskich gigantów.

W miejscu jego zamieszkania, które służyło również za pracownię, powstał Instytut Awangardy. Za jego zawiązaniem kryje się działalność Fundacji Galerii Foksal i donacje takich ludzi jak Maurizio Cattelan, Paulina Krasińska, córka artysty Edwarda Krasińskiego mieszkającego od 1970 roku ze Stażewskim oraz Mondrian Foundation.

Fotografia udostępniona dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Kendy. / Henryk Stażewski, Relief, 37 x 53.5 cm., drewno, masonit, olej, sygnowany i opisany na odwrocie, 1960 r; z kolekcji Pana Eli Wilner.
Kliknij i dowiedz się więcej >>

Mówiąc o sztuce, pamiętamy o emocjach związanych z poszczególnymi dziełami. Niektóre z nich są dla nas ważne, łączą się z określonymi osobami i sytuacjami.

Miałem swoje powody, dla których kompletnie zaniechałem moje zainteresowanie sztuką dawną. Owszem wówczas kupowałem Fangory, ale coś jeszcze powodowało, że oglądałem się za Gierymskimi i Malczewskimi. Aż wreszcie przyszedł czas na aukcję u Pani Piaseckiej-Johnson na Jasnej Polanie w New Jersey.

Aukcja była imprezą charytatywną, dochód z niej w całości był przeznaczony dla dzieci z autyzmem. Dom Aukcyjny Christie’s podarował swoją pracę na ten szczytny cel, co nie przeszkodziło dwóm panom operującym świetną polszczyzną, w podważaniu autentyczności metalowego reliefu Henryka Stażewskiego.

Było to oczywistą bzdurą i obrażało nieszczęsną organizatorkę imprezy. Ciekawe, że rok później na następnej aukcji z tej samej okazji byli ci sami panowie i wyrażali tą samą wątpliwość w stosunku do innego Reliefu Henryka Stażewskiego, również metalowego. W obydwóch przypadkach, nie zrażając się opiniami “fachowców” kupiłem reliefy i zabrałem je do domu.

Gwoździe jeszcze miałem, gorzej było z miejscem, którego było coraz mniej. Ściany w salonie i innych pokojach na parterze były przepełnione, nie dawały żadnej szansy by cokolwiek tam jeszcze powiesić.

Fotografia udostępniona dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Kendy. / Zdjęcie mieszkania kolekcjonera.

Bardzo się broniłem przed pozbywaniem się jednych eksponatów, by zrobić miejsce dla drugich. Wiele prac stało na podłodze opartych o meble lub ściany i było przesuwane kilka razy dziennie.

W domu czekał na mnie list z biura  Barbary Piaseckiej – Johnson Foundation z propozycją współpracy przy następnych aukcjach sztuki.

Mam 100, a może 90 obrazów, nie wiem dokładnie, ale to nie ma większego znaczenia. Kiedyś zrobiłem głupstwo, którego bardzo żałuje, otóż miałem chyba z piec reliefów Stażewskiego i dwa sprzedałem nie wiem po co, pieniędzy nie potrzebowałem…. Stało się, szkoda, były bardzo piękne.

Fot. Archiwum Andrzeja Kendy / Henryk Stażewski, Blue Relief #2, 65 x 45 cm., metal, akryl, drewno, sygnowany i opisany na odwrocie, 1967 r; z kolekcji Pana Jack Melkonian, Chernex, Szwajcaria.

Kolekcjonowanie wiąże się ze zdobywaniem, kupowaniem, które bywają ekscytującą przygodą. Często opartą na relacjach między ludzkich, przyjaźni i kontaktach z doradcami, marszandami, tak ważnych przy zdobywaniu najlepszych dzieł sztuki do kolekcji.

Niektóre zaś, i ludzie i obrazy warte choć chwili wspomnień. Pierwszy z nich to Relief, który kupiłem od mieszkańca Szwajcarii z miejscowości Chernex. Człowiek ów mieszkał nad jeziorem, po sąsiedzku z Panią Małcużyńską, żoną zmarłego Witolda Małcużyńskiego, która miała po mężu do sprzedania fortepian “Bechsteina”.

Jack Melkonian, który pomagał jej w sprzedaży fortepianu, był emigrantem z Armenii kochającym polską sztukę. Z tym kochaniem to nie był żart. Na ścianach miał najwięcej prac Tadeusza Kantora. Kilka dużych obrazów i kilkadziesiąt rysunków tuszem i akwarelą, wszystkie starannie oprawione.

Poza nimi miał kilka reliefów Stażewskiego, obrazy Fijałkowskiego i bardzo starannie wybranych, z okresu Krzywego Kola, wielkoformatowych obrazów Gierowskiego.

Początkowo nie mogłem się zdecydować, na który relief Stażewskiego mam największą ochotę, w końcu z dwóch największych wybrałem niebiesko – metalowy. Zakupiłem Stażewskiego i olej Kantora. Nigdy później nie wróciłem do Jacka mimo mojego wielkiego szacunku do Gierowskiego, którego mały collage zapakował mi w prezencie z wysłanymi obrazami.

Drugi pamiętny relief Stażewskiego kupiłem od Eli Wilnera, który miał ramiarnie vis a vis Sotheby’s, gdzie bylem na aukcji z samego rana. Po jej zakończeniu postanowiłem odwiedzić mojego znajomego ramiarza, od którego rodziców na Florydzie kupowałem od paru lat obrazy Bronisława Kierzkowskiego.

”Hi Eli”– powiedziałem, gdy go zobaczyłem w drzwiach jednego z pokoi jego biura.            “How are may Parents, how is Kierzkowski ?” – zapytał.                                                         “Parents are perfect, Kierzkowski almost…” – odpowiedziałem.                                                       “Oh good, I’m very happy, listen I have something for you, open second drawer…” powiedział z wyczekiwaniem.

Odwróciłem się, stałem koło wielkiej szafy z bardzo płytkimi szufladami, kiedy postąpiłem zgodnie z instrukcją – zbaraniałem. Oczom moim ukazał się nieoczekiwanie piękny relief Stażewskiego z 1960 roku. Nie wierzyłem własnym oczom. Miałem przy sobie trochę gotówki, której nie wydałem w Sotheby’s, wystarczyło by cieszyć się swoim szczęściem, które jakoś mnie nie opuszczalo… Byl rok 2004.

Zapomniałbym  tu dodać, że wiele prac Stażewskiego z mojej kolekcji pochodziło od Ewy Pape – Pelczar, której działalność była dla mnie wzorem. Osamotniona w ostatnich latach, chora i nieoperatywna wymagała ciągłej pomocy. Otrzymała ją ode mnie w ostatniej chwili.

W jednej z Kaplic na Upper Manhattan załatwiłem dla niej Memorial Service a klepsydrę, która ukazała się w Nowym Dzienniku podpisało kilkanaście osób, w tym Wojciech Fangor, Szymon Bojko i inni, którzy nie zdawali sobie sprawy jak ciężkie dla niej były jej ostatnie tygodnie.

„Dłubakowej córka, mieszkająca obecnie w Kansas City chce sprzedać około 10-ciu prac Henryka Stażewskiego, które otrzymała od matki gdy się wyprowadzał”.  – Taką informację przekazała mi telefonicznie Jagoda Przybylak, która przez 40 lat przyjaźni wielokrotnie starała się pomóc mi w powiększeniu mojej kolekcji. Niejednokrotnie bardzo skutecznie.

Ta przedstawicielka polskiej awangardy, fotografii konceptualnej, odniosła niedawno wspaniały sukces swoją indywidualną wystawą w Galerii Propaganda w Warszawie. Poza tym znała Stażewskiego osobiście, bywała u niego… takich ludzi dzisiaj już nie ma…

Fot. Bartosz Maciejewski. Oksana Bagriy. / www.oksanabagriy.pl

Od Autorki wywiadu, Oksany Bagriy. Wywiad celowo nie został ukończony. Obecna trudna sytuacja powinna jednak skłaniać nas do nadziei w kontynuację i wiarę w lepsze czasy. Na pewno, nic nie będzie takie jak było, zaszły zmiany, które pozostaną z nami na zawsze. Dowodem tego jest ten wywiad w formie elektronicznej. Cyfrowe media mają coraz większy zasięg i silę wpływu na nasze przyszłe życie.

Jeśli jesteś zainteresowany doradztwem przy stworzeniu własnej kolekcji zapisz się do newslettera na stronie oksanabagriy.pl

Oksana Bagriy

Art Advisor / Doradca Sztuki / Ekspert

Na razie brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres mailowy nie będzie opublikowany.

0
    0
    Twój koszyk
    Koszyk jest pustyWróć do sklepu